Luksus
Otaczanie się pięknem, wysoką jakością i kunsztem rzemiosła nie musi być związane z tym, jak bardzo jesteśmy zamożni. Dla mnie to styl życia. Dziś wymusza on minimalizm – ale za to zmysłowy i piękny!
Od najmłodszych lat uwielbiam otaczać się tym, co wyjątkowe i piękne. Moja rodzina nie była zamożna, żyliśmy skromnie, mieszkając w starej kamienicy. Gdy inne dzieci dostrzegały w moim domu dawno nie malowane ściany i głębokie pęknięcia na suficie, ja podziwiałam widok na stare drzewa. Lubiłam stare piece kaflowe, nieszczelne, skrzynkowe okna. Jako nastolatka, opatulona w koc, na materacu, który służył mi za łóżko, w chłodne jesienne dni czytałam książki lub rysowałam, popijając kawę i wyobrażając sobie, że żyję w Nowym Jorku lub w Paryżu jako początkująca artystka, dzieląca z przyjaciółmi podniszczony ale klimatyczny loft.
Trudno by mi było odnaleźć się w bloku, nawet w takim nowoczesnym. Im jestem starsza, tym mocniej kocham magię zaklętą w starej architekturze. Studiowałam archeologię i sztukę krajów Morza Śródziemnego, co jeszcze bardziej zacieśniło moją miłość do klasycznego piękna.
Mając dwanaście lat postanowiłam, że będę malować na szkle. Poprosiłam mamę, by zabrała mnie do sklepu z pamiątkami. Oddałam w komis jedną szklankę, na której namalowałam zachód słońca. Stała w witrynie na Floriańskiej i niecałe dwa tygodnie później została kupiona. Choć mój zapał do tworzenia malowideł na szkle szybko minął, tego dnia byłam z siebie bardzo dumna. Zrobiłam coś sama, włożyłam w to pracę i znalazłam kupca!
Traktuję pielęgnację jak jedzenie – ma być przyjemnością i tym, co dla ciała najlepsze. A piękne opakowania, smakowity design czy choćby świetnie zaprojektowane logo – samo patrzenie na takie produkty sprawia mi radość
W dorosłym życiu, zamiast bezpiecznej posady wybrałam wolność i ryzyko. Nie mam stałej pracy, samochodu, nowoczesnego mieszkania i thermomixa. Mieszkam w przepięknej, starej kamienicy, z niewyremontowaną łazienką i kuchnią, w której zimą hula wiatr. Kiedy kilka lat temu wprowadziliśmy się tam z Tomkiem, pieniędzy wystarczyło nam tylko na wymianę dwóch okien. Są drewniane i zachowują klimat przeszłości. Został też stary, kaflowy piec. Porysowany parkiet czeka na odnowienie, ale nawet taki, niedoskonały, jest piękny.
W mojej łazience jedna ze ścian jest częściowo skuta, wannę miejscami pokrywa rdza. A na półce cuda – Kahina, ELDE, John Masters – organiczne i etyczne kosmetyki. Najlepsze. Moje małe, prywatne SPA, które mogę zabrać ze sobą wszędzie. Kilka produktów – a przecież mogłabym za te pieniądze kupić pięć razy tyle tańszych kosmetyków. Wolę jednak minimalizm i to, co dobre. Traktuję pielęgnację jak jedzenie – ma być przyjemnością i tym, co dla ciała najlepsze. A piękne opakowania, smakowity design czy choćby świetnie zaprojektowane logo – samo patrzenie na takie produkty sprawia mi radość. Kiedyś wyremontuję mieszkanie i będzie dokładnie takie, jakie sobie wymarzyłam. Na razie nie zmieniam w nim niczego. Upiększam go kosmetykami i kwiatami.
Robiąc zakupy, wybieram tylko dwa rodzaje rzeczy – te, które są absolutnie niezbędne i te, których piękno sprawia mi radość. Zamiast kupować bibeloty i setki niepotrzebnych przedmiotów, wybieram artystyczny chaos i minimalizm, z którego wyłania się małe piękno – luksusowy kosmetyk, zapachowa świeczka Diptique, seksowna bielizna, organiczne jedzenie, świetna książka.
Przez tysiące lat ludzie otaczali się pięknem, cenili kunszt wykonania i materiały. Dziś zasypujemy planetę śmieciami, których produkcja często wiąże się z okrucieństwem wobec zwierząt i ludzi i niszczeniem przyrody.
Przez tysiące lat ludzie otaczali się pięknem, cenili kunszt wykonania i materiały. Dziś zasypujemy planetę śmieciami, których produkcja często wiąże się z okrucieństwem wobec zwierząt i ludzi i niszczeniem przyrody. Walcząc o zdobycie kolejnego „słodziaka” w Biedronce, wydajemy krocie na kiepskiej jakości jedzenie, które nam szkodzi i na uszytą taśmowo zabawkę, zamiast której moglibyśmy podarować bliskim swoją miłość i czas. Kupujemy ubrania tak kiepskiej jakości, że bez wahania po roku wyrzucamy je na śmietnik. Więcej, szybciej, taniej. Byle jak. To świat, w którym nie umiem i nie chcę się odnaleźć.
Kiedy mam gorszy dzień – bo znowu zatkała się umywalka, bo zimą marznę, bo drzwiczki starej kuchenki się nie domykają – i przez chwilę czuję ukłucie żalu, że się nie złamałam, nie zostałam w wielkim koncernie, nie poszłam do korporacji, nie robię setek ślubnych makijaży, nie biorę udziału w wyścigu po pieniądz, nie kupuję tylko tego co tanie – wtedy tworzę wokół siebie piękno. Parzę aromatyczną herbatę, włączam muzykę – Arethę Franklin, Johna Coltrane lub Davida Bowie i siadam do kreatywnej pracy, którą kocham – pisania, kreowania własnego, unikalnego świata Beauty Rebel – stworzonego dla takich ludzi jak ja – ludzi, którzy wierzą w marzenia i dostrzegają unikalne piękno w jakości, wartości, rzemiośle.
A kiedy potrzebuję luksusu absolutnego, idę do lasu. Przyrody nie pobije nic, nawet najpiękniejsze rękodzieło.
Tekst i zdjęcia: Joanna Stawowy